Pogrzeb s. Barbary Szewczyk

17 maja odbyły się piękne, pełne ciepła, pokoju i przekonania o życiu, które się nie kończy uroczystości pogrzebowe s. Barbary Anny Szewczyk, która w niedzielę 14 maja w wieku 96 lat, odeszła do Pana. 


O 10:30 rozpoczęła się uroczysta Msza pogrzebowa, której przewodniczył i słowo wygłosił o. bp Damian Muskus. Na uroczystości pogrzebowe przybyli bracia i ojcowie naszej Zakonnej Prowincji na czele z prowincjałem o. Egidiuszem Włodarczykiem oraz definitorzy; o. Gracjan Kubica, o. Hadrian Kamas, o. Leszek Walkiewicz. Zebranych przywitał wikariusz leżajskiego konwentu o. Serafin Suda.


By pożegnać swoją półsiostrę przybyły licznie siostry ze Zgromadzenia Sióstr Niepokalanego Serca Najświętszej Maryi Panny wraz z matką generalną s. Martą Muskus, oraz przełożoną leżajskiej wspólnoty sióstr s. Różą Baj. Nie zabrakło także sióstr z innych zgromadzeń jak i najbliższych z rodziny siostry Barbary oraz wiernych. 

S. Barbara przez ponad pół wieku (dokładnie 56 lat) z wielkim poświęceniem i oddaniem pracowała w kuchni klasztoru OO. Bernardynów w Leżajsku. 


S. Barbara urodziła się 24 czerwca 1927 roku w Rozdzieli koło Bochni. W 1948 roku wstąpiła do Zgromadzenia Sióstr Niepokalanego Serca NMP, w którym 11 lat później złożyła profesję wieczystą. Krótko pracowała w domach w Kietrzu Śląskim i w Kudowie Zdroju. 


Dnia 25 sierpnia 1964 roku została przeniesiona do Leżajska i z tym miejscem związała długie lata swojego życia. W latach 1975-1983 pełniła funkcję przełożonej leżajskiej wspólnoty. Jednak pasją jej życia była praca w kuchni, w której przygotowywała posiłki kolejnym pokoleniom OO. Bernardynów. Ostatnie lata życia S. Barbary nacechowane były cierpieniem, które znosiła z pokorą i cichością. Zmarła w niedzielę późnym popołudniem w domu, w którym mieszkała większość swojego życia.  


Siostro Basiu, odpoczywaj w pokoju wiecznym.

 

Kazanie pogrzebowe o. bp Damiana Muskusa

 

JAK MARTA

 

Leżajsk żegnał dzisiaj Siostrę Basię. Nie jakąś honorową obywatelkę miasta, ale zwyczajną siostrę zakonną, która choć mieszkała tu blisko 64 lata, nie miała okazji dobrze poznać tego miasteczka. Cały czas bowiem zajęta była budowaniem klimatu ciepła i wielkoduszności w leżajskim klasztorze. Zmieniali się przełożeni, zakonnicy przenoszeni byli do innych klasztorów, odchodziły kolejne roczniki nowicjuszy, a Siostra Basia wciąż budowała ten dobry klimat, który sprawiał, że z radością wracało się do tego domu.

W Betanii, dokąd lubił wracać Jezus, miejscem, gdzie tworzy się klimat domu, zarządzała Marta. W Leżajsku była to Siostra Basia. Wypełniła mury leżajskiego domu, tak ważnego dla wspólnoty braci mniejszych, swoją pracowitością, skromnością,  pogodą ducha i kobiecą mądrością. 

Moje pokolenie i młodsze może powiedzieć, że Siostra Basia w Leżajsku była od zawsze. Karmiła nas przygotowywanymi przez siebie posiłkami, ale przede wszystkim swoją serdecznością. Była mistrzynią drugiego planu: dyskretna, ale zawsze chętna do pomocy, dostrzegająca braki, którym trzeba zaradzić, i oddana bez reszty swojej pracy. 

Była niczym współczesna Marta, czuwająca nad tym, by ani domownikom, ani gościom tego domu niczego nie brakowało, by nie musieli się martwić o sprawy codzienne i tak zwyczajne jak chleb na stole. I jak Marta, wyznawała miłość Jezusowi i nam wszystkim swoją cichą posługą, pracowitością, zatroskaniem, codzienną krzątaniną. Czy wybrała gorszą cząstkę?

Kard. Raniero Cantalamessa mówił kiedyś o takiej drodze świętości, która biegnie między garnkami i patelniami, podczas zamiatania, gotowania posiłków i zmywania naczyń. I tak uświęcała się Siostra Basia, nasza ukochana Marta. Taka droga zarezerwowana jest dla naprawdę czystych, pięknych i pokornych przyjaciół Jezusa. To droga codziennego bohaterstwa, naznaczonego cichym cierpieniem, ale i radością służby, niespecjalnie zauważanego, nie zawsze docenianego, a czasami nawet pogardzanego przez tych, którym wydaje się, że do wyższych rzeczy zostali stworzeni. 

W dobie wszechobecnego kryzysu, który nie ominął także wspólnoty Kościoła, wytężamy umysły w poszukiwaniu sposobów, jak oczyścić Wspólnotę ze zła, które się nawarstwiło, jak zaradzić kryzysowi powołań, jak zatrzymać odchodzących, jak odbudować zaufanie, jak przywrócić ducha jedności. Wyważamy otwarte drzwi. Odpowiedź na pytanie, jak to zrobić, daje życie wielu pięknych, prostych, szczerych ludzi, pośród których jest i ona – skromna siostra ze Zgromadzenia Sióstr Niepokalanego Serca Maryi.

Wierzę mocno, że po latach krzątaniny Siostra Basia wreszcie mogła usiąść, jak Maria, u stóp Mistrza, któremu przez całe życie wyznawała miłość. Wierzę, że wreszcie może w spokoju i poczuciem szczęścia zasłuchać się w Jego słowa i zanurzyć się w Jego kochającym spojrzeniu. Ale mam też podejrzenia, że  będzie chciała Go nakarmić, posprzątać niebiańską kuchnię i zapytać z troską, czy Mu czegoś nie brakuje. Znając ją, nie wierzę, że siedzi tam z założonymi rękami. Czy przyzwyczajona do tego, że zawsze była na drugim planie, będzie wiedziała, jak się zachować, gdy Jezus zaprosi ją do zajęcia honorowego miejsca na niebieskiej uczcie? 

Siostro Basiu, odpocznij wreszcie po wielu trudach, odłóż fartuch, zamknij drzwi i idź na spotkanie z Umiłowanym.